Reklama

ZDUŃSKIE OPOWIEŚCI Z POMORZA: Zielone piece kaflowe

W moich zduńskich poszukiwaniach bywały wycieczki bardzo długie i bardzo krótkie. Czasem trzeba było pojechać kilkadziesiąt kilometrów, by zrobić jedno zdjęcie pieca lub kominka. Tym razem, gdy dostałem zaproszenie, by obejrzeć „taki sobie” piec, bez jakiegokolwiek wahania chwyciłem w rękę aparat i udałem się w odwiedziny.
ZDUŃSKIE OPOWIEŚCI Z POMORZA: Zielone piece kaflowe
Zielone piece kaflowe

 

W moich zduńskich poszukiwaniach bywały wycieczki bardzo długie i bardzo krótkie. Czasem trzeba było pojechać kilkadziesiąt kilometrów, by zrobić jedno zdjęcie pieca lub kominka. Tym razem, gdy dostałem zaproszenie, by obejrzeć  „taki sobie” piec, bez jakiegokolwiek wahania chwyciłem w rękę aparat i udałem się w odwiedziny.  Dojazd zajął mi kilka minut, ponieważ był to czas, gdy „korki” w mieście już się skończyły. Piec znajdował się w bliźniaczym domu, jakich wiele podobnych przy ul. Edwarda Abramowskiego*, w jednej z najbliższych dzielnic od centrum Szczecina (Stettina) na Pogodnie **.  Wymieniona ulica znana była dotychczas z niedalekiego sąsiedztwa stadionu Pogoni Szczecin oraz jednego z domów, w którym mieszkał nieżyjący już szczeciński poeta Józef Bursewicz. Teraz nastała okazja, by dowiedzieć się o niej ciut więcej.

Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej KOMINKI.ORG.

Zaproszony przez Gospodynię do wnętrza domu, spodziewałem się zwykłego monobloku kaflowego. Moim oczom ukazała się ciekawa kompozycja (fot. 1). Był to piec z zielonych kafli, wkomponowany w kaflową ścianę. Najprawdopodobniej pochodzi z lat trzydziestych XX wieku, ponieważ w tym czasie powstawała zabudowa jednorodzinna w tej części Pogodna. Wspomniany piec to urządzenie z tzw. multiplikatorami, które dzięki odpowiedniej konstrukcji i zamontowanym w dolnej oraz górnej części stalowym kratkom wentylacyjnym umożliwiają poza akumulacją energii jej dystrybucję poprzez konwekcję. Jest to piec skromny, zdobiony kaflami ornamentowymi tylko w narożach oraz w pasie górnym pod gzymsem. Warte uwagi są ozdobne, żeliwne i ażurowe drzwi maskujące właściwe drzwiczki paleniskowe, z wewnętrzną sygnaturą S&B 1910. Całość robi dobre wrażenie i nastrój w pomieszczeniu, w którym się znajduje. Jak wspominała Gospodyni, piec jest w ciągłym użytkowaniu i wspomaga centralne ogrzewanie.

Już przy samym wyjściu, po miłej pogawędce oraz fotograficznej rejestracji, dowiedziałem się, że opisywany piec swą kaflową ścianą sąsiaduje z innym piecem, który jest zbudowany u sąsiada. Oczywiście postanowiłem się do niego dostać. Bez zapowiedzi, po zapukaniu do drzwi okazało się, że sąsiad był miejscu. Jednakże nie mógł zrozumieć celu mojej wizyty… Jak to zobaczyć piec? A skąd Pan wie? Nie do mnie, a robić zdjęcia? Taki był początek, lecz po tym trudniejszym momencie naszych negocjacji spotkanie przedłużyło się i zakończyło w przyjacielskiej atmosferze.

Na miejscu, ku mojemu zdziwieniu, znajdował się niemalże bliźniaczy piec kaflowy (fot. 4). Podobnie jak u sąsiadów za ścianą zbudowany z zielonych kafli wkomponowany w ścianę z kratkami. Jedyna różnica polegała na rodzaju i kształcie drzwi ażurowych maskujących palenisko. Wniosek był jeden, sam przedwojenny dom jak i piece w nim budowała jedna firma lub właściciele chcieli posiadać identyczne urządzenia.

Nasz rozmowa już się kończyła, gdy gospodarz wspomniał o sąsiedzie z naprzeciwka, który również posiadał piec kaflowy (fot.5) i miał być on tak samo zielony. Po wyjściu zdecydowałem się odwiedzić kolejnego mieszkańca. Tu poszło łatwiej… Zostałem wpuszczony do środka, a moim oczom ukazał się piec z identycznych kafli jak w sąsiedztwie. Piec ten trochę się różnił od poprzednich. Był to obiekt głębszy, wolnostojący,  monoblokowy z wysuniętym czołem i posiadał wbudowany w palenisko wkład elektryczny (fot. 6). Dzięki wykorzystaniu większej ilości ornamentowych kafli narożnych oraz gzymsu (fot .7) sprawiał wrażenie bardziej ozdobnego. Po kolejnej fotograficznej rejestracji miło się pożegnałem z właścicielem i zadowolony z poznania nowych osób wróciłem do domu.

Dzięki spontanicznej reakcji i przedłużonej wizycie udało się tego dnia zarejestrować trzy bardzo ciekawe piece, które przez swe podobieństwo wskazują na jeden zakład zduński lub wykonawstwo jednej firmy, którą dziś nazwalibyśmy developerską. W Szczecinie takie sytuacje są wyjątkowe. Dlatego mimo skromności urządzeń warto je utrwalić w pamięci.

Dzięki tym trzem zielonym piecom krótka ul. Abramowskiego zostanie utrwalona na dłużej.


1

2

3

4

5

6

7


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama