Naprawa, remont kuchni kaflowej
No właśnie, jak to zrobić? Po co? Czy da się samemu wyremontować kuchnię kaflową? O tym poniżej…
Więcej artykułów o podobnej tematyce znajdziecie w dziale KUCHNIE NA DREWNOZacznę przekornie, nietypowo, nie po polsku: „wraz z bogaceniem się społeczeństwa” więcej się buduje, remontuje i naprawia pieców kaflowych. Może zabrzmiało to trochę jak pierwsze zdania przemówienia towarzysza Gierka, albo wbrew powszechnemu, nieuzasadnionemu polskiemu narzekaniu, ale tak jest naprawdę! Nie chodzi tutaj ani o wskaźniki PKB na głowę, ani o dane GUS-u, a o fakty – więcej się tych nieruchomości buduje i remontuje. Częściej więc się też trafia do naprawy piec kaflowy, w tym przypadku kuchenny. Celowo nie poruszam tutaj opcji budowy od nowa, taki artykuł już był jakiś czas temu, teraz rozpatrzmy właśnie przypadek naprawy. Dlaczego akurat taki? Często się spotyka dość dobrze zachowane piece, wymagające zaledwie drobnej kosmetyki, ewentualnie małej naprawy. Bywa też, że szczęśliwy właściciel ma pozytywnego ,,fioła” i chce mieć akurat ten piec, stary, niedoskonały piec i koniec, kropka. Albo też spłukał się na kupno domu, musi jeszcze naprawić to i owo, i na nowy piec nie ma. Od czego zaczynamy naprawę? Podobnie jak z kupowaniem samochodu – od oględzin zewnętrznych. Jeżeli piec się nie wali, nie sypie w oczach, to jeszcze postoi. Jeżeli ma popękanych kilka kafli, to można je wymienić nawet samodzielnie. Jak to zrobić? Młotkiem i niedużym przecinaczkiem, cierpliwie stukać w kafel, stukać aż pęknie, po kawałku go rozbijać i wyjmować. Celowo nie piszę: stuknąć raz, a dobrze, bo tak to się uszkodzi nie tylko kafle obok, ale czasami i kawał pieca. Kafle więc wybijamy delikatnie, cierpliwie, nie naruszając konstrukcji pieca. Owszem, stare, dawne kafle były grube i solidne, można i trzeba było walić mocno, ale to na oko wie zdun, laik nie rozpozna tego od razu, dlatego też doradzam cierpliwe, delikatniejsze wybijanie. Jak już wywalimy cały stary kafel, czyścimy ze starej gliny miejsce, gdzie siedział, bierzemy nowy kafel, gotową zaprawę szamotową uprzednio rozrobioną wodą (tak będzie najłatwiej), wypełniamy wnętrze kafla, smarujemy cztery jego brzegi i wciskamy w miejsce starego kafla. Proste? A tu niespodzianka – kafel nie pasuje! Co robić? Co się stało? A no nic, po prostu kafle mają prawo się różnić wymiarami nawet kilka milimetrów, mimo że norma przedwojenna podawała dla kafli zwykłych 0,2 mm, a dla kwadratelowych 2 mm, to w praktyce jest z tym różnie. Mogą się trafić kafle drugiego i trzeciego gatunku, nawet centymetrowej różnicy w wielości! Najłatwiej wtedy jest mieć specjalną elektryczną przecinarkę do glazury, z cięciem tarczą diamentową w wodzie – wtedy za duży kafel elegancko przycina się tyle, ile trzeba, i już. Jeżeli nie, to szlifierka elektryczna ręczna z tarczą diamentową do kamienia, ale na sucho kafel może źle się ciąć – odpryskuje. Dobrze jest więc go namoczyć kilka godzin w wodzie i dopiero potem przyciąć albo przyszlifować. Tak możemy wymienić do kilkunastu kafli w piecu, większej ilości nie zalecam – dlaczego? Po pierwsze – jeżeli więcej jest popękanych, to jest z piecem bardzo źle, jest już coś mocno uszkodzone we wnętrzu, że te kafle pękają. Po drugie – wybić więcej niż kilkanaście kafli, to już jest duże ryzyko naruszenia konstrukcji pieca, nie warto, lepiej postawić nowy.
Jakimi materiałami, czym w ogóle naprawiać stary piec? Czy użyć gotowej zaprawy szamotowej, czy starać się o glinę? Występują tu dwa przeciwstawne zagadnienia. Z jednej strony, zaprawa szamotowa jest już gotowa i zdejmuje z laika konieczność mieszania gliny z piaskiem w prawidłowych proporcjach, ale – no właśnie – jeżeli jest fabrycznie, prawidłowo wymieszana. Zdarzyło mi się kilka razy spotkać zaprawę bardzo słabą, taką trochę oszukiwaną, za dużo piasku. Co wtedy? Dodać gliny. Skąd ją wziąć? Tutaj polecam udać się, o ile to możliwe, do najbliższej kaflarni, ewentualnie cegielni, gdzie powinno dać się zdobyć trochę już przetworzonej, gotowej gliny, którą wystarczy dzień wcześniej rozmoczyć, i dodać. Generalnie zalecane są proporcje 1 część gliny do 2-3 części piasku. Chodzi o to, żeby wyszła nam taka jakby plastelina, nie za piaszczysta, ale właśnie coś przypominające plastelinę – to jest dokładnie to: prawidłowo zmieszana glina z piaskiem. Samej gliny dać nie można, popęka i odpadnie, podobnie jak schudza się cement piaskiem, tak trzeba zrobić też z gliną. Czasem słyszymy o sypaniu soli – jest to stary przepis zduński, jeszcze z poprzednich wieków. Podam tu właśnie przedwojenny sposób: szklanka soli, szklanka gliny, osiem szklanek popiołu. Taką zaprawę, dobrze rozmieszaną, stosowało się wyłącznie do napraw wewnątrz paleniska, ale nie można tym mazać po drzwiczkach żeliwnych, bo zaraz rdzewieją! Ale żeby sobie nie utrudniać sprawy, to najprościej będzie jednak kupić gotową zaprawę szamotową i zgodnie z jej instrukcją, dodać nieokreśloną garść cementu, co radykalnie poprawi nam lepkość i wzmocni zaprawę.
Co się zaś tyczy osprzętu metalowego w piecu, to w zasadzie wszystko się da wymienić. Popękane płyty fajerkowe – dokładnie zmierzyć, kupić nowe, zdjąć stare, położyć nowe. Ważne jest dokładne zmierzenie – bywa tak, że wymiar jest nietypowy, nie ma takich w produkcji obecnie. Ramę narożną, zwaną też winklem albo jeszcze inaczej w różnych rejonach Polski, trzeba po prostu wyrwać „z korzeniami”, założyć nową. Czasem jest to trudne, trzeba się pomęczyć, czasem rozbić młotkiem dwa kafle, które ją trzymają na końcach, ale zawsze się da. Nową ramę ewentualnie przyciąć na wymiar starej, założyć, zamocować, wypoziomować, dopasować płyty fajerkowe, bo często wtedy nie pasują, i po sprawie. Drzwiczki kuchenne podobnie – najpierw dokładnie zmierzyć, żeby nie było niespodzianki. Jeżeli mamy nowe takie same albo trochę większe, to „wyrywamy z korzeniami” stare, oczyszczamy z gliny miejsce mocowania, dopasowujemy nowe drzwiczki i mocujemy na zaprawę szamotową z dodatkiem cementu, w dość dowolnej proporcji – garść, dwie garście – cement ma tylko wzmocnić tę zaprawę w mocowaniach drzwiczek, i tak skamienieje, niezależnie od proporcji. Dlatego też na opakowaniach zaprawy szamotowej nie podaje się proporcji dosypywania cementu – tutaj jest to rzecz pomijalna. Drzwiczki trzeba na kilka godzin czy na noc dobrze stabilnie zamocować, podeprzeć, tak aby się nie przekrzywiły. Jest to ważne właśnie dlatego, że drzwiczki nie leżą jak płyta fajerkowa, ale stoją – dopóki zaprawa szamotowa z cementem nie skamienieje, to mają prawo się same gdzieś jakoś przekrzywić. Aby temu zapobiec, trzeba właśnie dokładnie je czymś unieruchomić, aż się wkleją i utwardzą. Potem mocowanie zdejmujemy czy demontujemy, i po sprawie. Podobnie możemy wymieniać małe drzwiczki wyczystkowe i piekarnikowe, zwane też chlebowymi – zasada jest ta sama. Natomiast nie zalecam samodzielnej wymiany piekarnika blaszanego – czasem potrafi się pół pieca zawalić, a blaszane, zardzewiałe pudło jak siedziało, tak siedzi! Zostawmy to zdunowi – niech się trudzi i klnie pod nosem. Niestety, dawne blaszane piekarniki szybko rdzewiały, zapadały się, zasypywały sadzą i stawiały duży opór przy wyciąganiu – paskudna sprawa! Faktycznie, często kafle naokoło się destabilizowały, a nawet wnętrze pieca, więc z doświadczenia odradzam.
Ostatnią sprawą jest umycie pieca, odczyszczenie i ewentualne zafugowanie na nowo. Temat mycia pomijam – szmata, woda, ręce i do roboty – to proste. Stare fugi można delikatnie usunąć tępym drewienkiem, czymś typu patyczka, w każdym razie raczej nie metalowym i nie ostrym. Dlaczego tak? Metalowe rzeczy mogą porysować szkliwo i pozostawiać czarne rysy, a po co nam to – no chyba, że ktoś ma anielską cierpliwość i mnóstwo czasu, to ostrożnie może i metalem. Co do fugi – znam i używam fug do ogrzewania podłogowego, które są z definicji elastyczne i temperaturoodporne. Oczywiście, to nie jest silikon, rozciągliwy jak guma, ta fuga jest na bazie cementu z jakimiś tam dodatkami, ale swoją rolę spełnia. Wzornik obejmuje kilkadziesiąt kolorów, więc jest z czego wybrać.
Co do czyszczenia i drożności pieca – tutaj doradzam jednak wezwanie zduna i kominiarza, ale tylko takiego kominiarza, co czyści komin, a nie portfel. Nas nie obchodzi lewe zaświadczenie z przeglądu kominiarskiego! Czasy poprzedniego ,,słusznie minionego ustroju” się skończyły, niech naprawdę sprawdzi drożność komina, pieca, niech naprawdę wyczyści wszystkie kanały w piecu – to nie żarty, tu grozi zaczadzenie. Kominiarze dzisiaj mają czujniki prawidłowego ciągu, niech zbadają. Może się okazać, że ciąg jest aż za dobry – czy to możliwe? Tak i nie – to może być objaw zawalenia kanału w piecu i tego, że spaliny najkrótszą drogą uciekają do komina. Możemy palić i palić, a efektu nie będzie – piec już do wyburzenia albo do naprawdę dużej naprawy. W każdym razie, jak widać, dużo prostych rzeczy możemy zrobić sami, ale jeżeli miało by to nas przerosnąć – wołać zduna!
mgr Arkadiusz Szewczyk