Szok, niedowierzanie, odrzucanie ceny czy też obrażanie się na sprzedającego - to coraz częstsze reakcje klientów na podawane ceny drewna kominkowego, brykietów czy pelletów. Brykiet w detalu po 800 zł, chwilę później 1300 zł, a po jakimś czasie po 1500 zł i wyżej. Pellet po 1000 zł, potem 1500 zł i powyżej 2200 zł za tonę. Skrzynka suchego buka 500 zł, potem 600 zł, teraz powyżej 900 zł. Być może z chwilą, gdy to czytacie, będzie już drożej. Niestety, od pewnego czasu wysokość ceny paliw drzewnych przypomina zawody sportowe, w których poprzeczka wędruje tylko w górę i każdy - chcąc nie chcąc - musi ją pokonać, w przeciwnym razie odpada z zawodów. Początkowo, po oburzeniu i niedowierzaniu, kupujący odkładają zakup, chcą przeczekać zwyżkę. Po jakimś czasie wracają, przekonując się, że w międzyczasie cena jest już znacznie wyższa, bo inni taką zaoferowali. Witamy w nowej rzeczywistości – sezonie hiperinflacji. Starsi znają to z początków lat dziewięćdziesiątych, niestety ta hydra pojawiła się znowu.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej KOMINKI.ORG.
Co się dzieje i skąd te podwyżki?
Nie mówimy tu o podwyżkach w wysokości średniej inflacji, która na koniec maja wynosiła ok 14%. W branży opałowej mamy do czynienia już nie z hiper a mega inflacją, bo mówimy o 300-400 procentowej podwyżce.
Zaczęło się już rok temu - wiosną. Po kilku latach stabilizacji zaczął rosnąć popyt na wyroby drzewne i tym samym na drewno okrągłe w lasach. Firmy drzewne i rynek nabierały pocovidowego rozpędu i zaczęły przebijać ceny zakupu surowca na giełdzie. Do tego Lasy Państwowe zmieniły nieco zasady sprzedaży, bardziej zorientowane na uzyskanie wyższej ceny (mniejsza o 10% pula w ofercie podstawowej, zmniejszona o 10% możliwość zakupu z historii firmy, podział oferty z rocznej na dwie półroczne). To spowodowało, że ceny drewna okrągłego na giełdach otwartych (30% całej puli z lasów) w pierwszej połowie 2022 r. poszybowały do góry. Początkowo wielu producentów zniechęciło się do zakupów, nie chcieli przebijać rosnących cen z obawy, czy towar się sprzeda. Liczyli także na możliwość dokupienia drewna na giełdzie (E-drewno). Jak się okazało, nie było ani ilości ani niższej ceny. Zakupy są dzielone na półrocze. Każda firma musi zabezpieczyć surowiec na kolejne pół roku. Także ta produkująca drewno kominkowe. To uruchomiło przebijankę na giełdach i w zakupach, ceny poszybowały jak szalone w górę, nawet więcej niż 4-krotnie w porównaniu do cen sprzed 1,5 roku.
Zobacz też Drewno kominkowe - klucz do zrównoważonego rozwoju>>>
Coraz bardziej złożona rzeczywistość
Wojna, atak Rosji na Ukrainę, utrudniła radykalnie import z Ukrainy. Wprowadzone sankcje całkowicie zablokowały import drewna i biomasy drzewnej (trociny, zrębka) z Rosji i Białorusi. Szczególnie bolesny jest brak dostaw z Białorusi, z niej importowaliśmy najwięcej surowców drzewnych. Ponoć aż 80% surowca do produkcji płyt. Blokada importu powoduje, że duże ilości brykietów, pelletów i drewna kominkowego nie pojawią się na rynku. Te brakujące ilości tarcicy i biomasy duzi producenci starają się uzupełnić w zakupach na polskim rynku, nawet skupując gorsze asortymenty, podbierając wolumen tradycyjnie wykorzystywany przez producentów paliw drzewnych. Często także surowca do płynnej produkcji nie starcza, co skutkuje mniejszą ilością trocin, które są odpadem z głównej produkcji. Efekt to mniejsza ilość towaru dostępnego na rynku – mniejsza podaż, zgodnie z prawami ekonomii podbija dodatkowo cenę.
Rosną także koszty produkcji, szczególnie ceny prądu w firmach, stali (gwoździe do zbicia skrzyń i palet), tworzywa (siatki, taśmy), no i koszty wynagrodzeń, też spowodowane zmianami podatkowymi. To wszystko podbija cenę po stronie podaży.
Żeby dopełnić obrazu, wspomnijmy o rosnącym popycie na paliwa drzewne jako alternatywę ogrzewania. A ten kształtują szalone ceny węgla, ekogroszku i podwyżki cen gazu. Na nich odbijają się blokady importu z Rosji. No i niepewność, czy gazu lub węgla starczy dla wszystkich na cały czas ogrzewania. Wychodzi na to, że ogrzewanie domu gazem czy węglem to będzie koszt od 13 tys. zł w górę (w zależności od wielkości domu i od klasy izolacji). Koło inflacyjne się zamyka i pędzi.
Lech Kowalewski