Zbliżała się Wielkanoc. Od lat mamy w zwyczaju wyjeżdżać na Warmię w Wielką Sobotę w teren z kilku powodów: zamawiamy sobie potrawy świąteczne w naszej ulubionej restauracji w Bartoszycach, aby uniknąć krzątaniny przy kuchni w ostatnim dniu Wielkiego Tygodnia. Jest to też niezwykła okazja, aby odwiedzić także kościoły, które w tym szczególnym dniu są otwarte i można adorować Groby Pańskie, a także porozmawiać z lokalnymi proboszczami na temat urządzeń grzewczych zachowanych w zakrystiach kościołów czy też na plebaniach. W Archidiecezji Warmińskiej istnieją 33 dekanaty z 261 parafiami, przy których są także kościoły filialne. Nie wszystkie oczywiście zlokalizowane są przy drogach głównych, niektóre położone są daleko od tych szlaków.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej KOMINKI.ORG.
Zabieramy oczywiście ze sobą koszyczki, aby zgodnie z tradycją poświęcić pokarmy. W jakiej miejscowości trafimy w kościele na porę święcenia, tam zatrzymujemy się dłużej. W tym roku zastanawiałyśmy się nad wyborem trasy przejazdu, bo zawsze staramy się wybierać inną drogę, aby poznać te miejsca, w których jeszcze nie byłyśmy. Tego dnia aura wcale nie zachęcała do wyjazdu, ale zamówiony catering potraw na stół wielkanocny trzeba było odebrać. Poranek nie zapowiadał się zbyt atrakcyjnie, bo nocą napadało sporo śniegu, a służby drogowe chyba już odstawiły sprzęty do warsztatów. No i stało się: gdzieś na 50 kilometrze, na dość ostrym łuku wcale nieodśnieżonej drogi samochód „wyrzuciło” z toru jazdy i… wylądowałyśmy w przydrożnym rowie! Wygrzebać się z niego nie było łatwo, bo samochód nachylony był pod kątem ponad 30°. Sprawdzając stan uszkodzeń samochodu weszłam (JS) do tego nieszczęsnego rowu, zapominając, że tam jest przecież woda i buty przemokły mi do kostek. Na szczęście są jeszcze życzliwi ludzie, który sprowadzając odpowiedni sprzęt uratowali nas z opresji, wyciągając auto. Stwierdziłyśmy, że w zasadzie to nic się nie stało, w samochodzie nie było żadnych uszkodzeń, nawet lusterko się nie złożyło, my także nie doznałyśmy żadnych obrażeń więc… ruszyłyśmy dalej. Chciałyśmy jak najszybciej dotrzeć do Bartoszyc, aby ogrzać się w naszej ulubionej restauracji. Na dolnej sali, przy ciepłej kuchni, zjadłyśmy pyszny żurek i pakując zamówione dania świąteczne pojechałyśmy zgodnie z zaplanowaną trasą. Trochę musiałyśmy jednak skrócić objazd, bo sporo czasu zajęło nam wyciąganie auta, ale i tak zdążyłyśmy zajechać do wielu miejsc. Jakby tego jeszcze było mało, w drodze powrotnej najeżdżając na wybitą dziurę w asfalcie, przebiłyśmy oponę i musiałyśmy zmieniać koło. Ponownie pomogli nam w tym przejeżdżający na trasie kierowcy. Miałyśmy już dość jak na jeden dzień. Przy tym wszystkim nie zarejestrowałyśmy żadnego urządzenia grzewczego! Zziębnięte i w przemoczonych butach chciałyśmy gdzieś wypić kawę i zauważyłyśmy przy trasie wiodącej z Kętrzyna do Bartoszyc dworek w Dębówku, w którym prowadzony jest hotel i restauracja. Jest to pięknie odrestaurowane założenie dworsko-parkowe, pochodzące z pierwszej połowy XIX w., z dworem w stylu klasycystycznym z zabudowaniami dworskimi.
Kiedy tutaj też zapytałyśmy o zachowane piece czy kominki, bardzo uprzejma właścicielka z żalem stwierdziła, że przejmując dworek w stanie dalekiej ruiny nie zastała w nim żadnych urządzeń, ale za to zaproponowała nam obejrzenie piwnic, które również udostępniane są gościom. W jednym z pomieszczeń znajduje się niewielka sala z piecem, tzw. „kozą”, w której chociaż w tym dniu nie płonął ogień, zapadłyśmy w miękkie fotele i wcale nie chciało nam się stamtąd wychodzić…
Może tego dnia nie zarejestrowałyśmy szczególnych urządzeń dających ciepło, ale za to spotkałyśmy bardzo wielu ciepłych, serdecznych ludzi, dzięki którym wychodziłyśmy z opresji i w gruncie rzeczy miło spędziłyśmy czas.