W roku 2008 zorganizowałyśmy w Muzeum M. Kopernika we Fromborku konferencję na temat Piece kaflowe w zbiorach muzealnych w Polsce. Poznałyśmy wówczas bardzo dużo muzealników z całej Polski i te znajomości podtrzymujemy do dziś. Z niektórymi spotykamy się przy różnych okazjach. W grudniu 2009 roku zostałyśmy zaproszone do Muzeum Archeologicznego w Poznaniu, aby zaprezentować wykład o piecach kaflowych XIX i XX wieku.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej KOMINKI.ORG.
W Poznaniu spędziłyśmy dwa dni i mogłyśmy bliżej poznać miasto. W Muzeum Archeologicznym po wygłoszonym wykładzie zwiedzałyśmy ekspozycje muzealne, a następnego dnia Muzeum Narodowe. To z racji obowiązku. Ale nas interesowały głównie piece, kafle i różnego rodzaju urządzenia grzewcze. W MA, mieszczącym się w Pałacu Górków, znajduje się przepiękny piec kaflowy z drugiej połowy XVIII wieku, ale jest umieszczony w pomieszczeniach administracyjnych i nie jest udostępniony dla zwiedzających. Jest to jedyny egzemplarz XVIII-wiecznego pieca zachowany w całym mieście!
Poznań odwiedzałyśmy w pierwszych dniach grudnia i chociaż było to już prawie miesiąc po świętowaniu dnia św. Marcina i pieczeniu rogali, w lokalach można było jeszcze kupić te wspaniałe ciastka. Zwiedzając Stare Miasto wstępowałyśmy do kolejnych kawiarenek, restauracji i z zainteresowaniem rozglądałyśmy się po wnętrzach, bo w każdym, w którym zasiadałyśmy, aby wypić kolejną kawę i zjeść pyszne rogale, zauważałyśmy piece. Zaczęłyśmy od restauracji Pod Aniołem i jak sama nazwa wskazuje w tym stylowym wnętrzu dominuje dekoracja z aniołami, ale my wypatrzyłyśmy kącik, w którym na ścianie umieszczono dekoracyjne zwieńczenie pieca z kaflem o morskim odcieniu polewy. Kolejny piec zauważyłyśmy już z ulicy, bo jego przysadzista i masywna bryła zajmowała sporą przestrzeń w restauracji Cafe & Lunch Filigrando. Okazało się, że nie jest to renesansowy oryginał, ale dobrze zrobiona kopia z kafli gipsowych malowanych na kolor zieleni groszkowej. Za zgodą obsługi lokalu zaczęłyśmy fotografować wszystkie detale, zapominając, że do restauracji wchodzi się nie po to, aby robić zdjęcia, ale raczej żeby coś zjeść... Już późnym wieczorem wstąpiłyśmy do kawiarni, jednej z wielu w sieci Gruszeckiego, na kolejną kawę. Oczywiście, zanim jeszcze coś zamówiłyśmy, przylgnęłyśmy do pieca, który znajdował się w rogu sali, na wprost wejścia. Zamówiona wreszcie kawa stygła, a my fotografowałyśmy, zasypywałyśmy barmankę pytaniami o pochodzenie pieca, o inne piece w Poznaniu, ale wyraźnie to nie leżało w jej zainteresowaniach. Z tego pobytu wspominamy jeszcze jedno wydarzenie, bo kiedy nasyciłyśmy się do woli (i fotkami i rogalami), ja wyszłam na zewnątrz robić zdjęcia pięknie udekorowanego rynku (zbliżał się okres przedświąteczny), a Weronika dopijała kawę. Po chwili wyszła i wtedy zapytałam, czy ja mam zapłacić, czy już to zrobiła za mnie? Na tę sytuację wybiegła do nas na ulicę kelnerka i grzecznie, choć stanowczo powiedziała nam, że powinnyśmy zapłacić! Okazało się, że tak nas pochłonęło rejestrowanie pieca, że o rachunku obie zapomniałyśmy...
A piec z pozoru całkiem zwyczajny, jednoskrzyniowy o żółtym kolorze polewy, z ciekawą dekoracją w stylu art déco, a dodatkowe jego wyposażenie stanowi drewniana półka do siedzenia.