My, Polacy, tak mamy. Kochamy niskie ceny. Dopóki obiektami pożądania spragnionych okazji był tani chleb, kiełbasa i woda niegazowana, było nawet miło. Potem przyszła kolej na koszulki polo, buty sportowe i telewizory. Niestety, wirus zaatakował również kominki.
Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu KOMINKI.ORG
Setki godzin poświęcają Polacy na poszukiwanie tanich wkładów kominkowych, a są to zwykle godziny pracy oraz sobotnio-niedzielne weekendy. Tak więc zamiast pracować i wypoczywać, szukamy kominkowych okazji. Najbardziej poszukującymi są mieszkańcy najsilniej zurbanizowanych i uzbrojonych w firmy kominkowe terenów. Tam gdzie w promieniu 10 kilometrów bez trudu znaleźć można kilka szyldów „Kominki”, najbardziej nie chce się wychodzić z domu. Mieszkańcy tzw. prowincji podróżowanie mają we krwi bo do szkoły, lekarza czy urzędu tam się i tak jeździ. Na dodatek wyprawa do pobliskiego większego miasta dla całej rodziny może być atrakcyjną wycieczką. Wirtualne poszukiwania i zakupy wybierają zwykle ci, którym zawsze brakuje czasu i zawsze się spieszy, a więc zwykle średniego lub wyższego stopnia kadra kierownicza. W normalnych warunkach powinni to być klienci VIP, obsługiwani indywidualnie i dokonujący wyborów z półki średniej lub wyższej. Tak to na świecie jest, że awans i wysoka pozycja zawodowa to nie tylko symboliczne przejście na druga stronę brooklińskiego mostu, mieszkanie w lepszej dzielnicy, w większym, lepiej wykończonym domu i jazda wyższej klasy samochodem. To również lepiej wyposażone wnętrze, wyższej jakości dywany i ceramiczne płytki. To również wyższej klasy, indywidualnie dobrany kominek. W tym doborze pomagają często profesjonalni dekoratorzy, doskonale orientujący się we wnętrzarskich tendencjach i rynku.
Dokonujący wirtualnych wędrówek i kupujący w Internecie zwykle robią to sami, a ich wybory bardzo rzadko są tymi optymalnymi i dopasowanymi do statusu społecznego. Internetowa wyszukiwarka ustawiana jest zwykle na ,,szukaj najniższych cen” i tak też wyszukuje. Nie patrzy na estetykę, nie dotyka klamki, nie zastanawia się nad sposobem układania drewna we wnętrzu ani nie unosi drzwiczek do góry. Nawet jeśli inwestor ma wypchane forsą kieszenie, jest traktowany tam jak klient fast-foodu. Czy tego faktycznie jest wart?
W obawie przed „naciąganiem” i „przepłaceniem” być może 500 złotych, klient bywa niedowartościowany i niedoszacowany. Jeździ firmowym Audi, sypia w 4 gwiazdkowych hotelach, spotyka się w dobrze notowanych restauracjach, a na wczasy lata na Karaiby. Na własne życzenie, w sprawach kominkowych dostaje bylejakość.
W gruncie rzeczy nie powinno mnie to obchodzić, bo to nie mój cyrk i w końcu jak sobie napalisz... Pozostaje jednak istotny problem.
Jest w cywilizowanym świecie taki zwyczaj, że nie zarabiasz tyle co szef, nie jeździsz lepszym niż szef samochodem, nie masz większego domu i nie mieszkasz w lepszym hotelu. Rzecz jasna, w tym skrojonym na twoją pozycję społeczną i ekonomiczną domu nie masz lepszego, droższego kominka.
Taki system motywuje do nauki, wydajnej pracy, awansu... Jak zwykle Polacy idą inną drogą i bez względu na pozycję w kominkach zbyt często wybierają kryterium „najniższa cena”.
Tak więc wszyscy kierownicy i szefowie, którzy instalują byle jakie, tanie kominki i którym wydaje się, że zrobili dobry interes, pozbawiają zwyczajowych praw swoich podwładnych niższego szczebla.
Gdy dyrektor czy prezes ma kominek najtańszy z listy, to podwładnym pozostaje tylko... świeczka. Ewentualnie zmiana pracy.
Tak więc mniejsi i więksi szefowie, dajcie też innym szansę na kominek, pokażcie klasę!
wh