Reklama

Walka o ogień

Telewizja od lat okres wakacyjny wykorzystuje do uprzątnięcia swoich archiwów i po raz 55 proponuje filmy z czasów, gdy istniały jeszcze NRD i ZSRR, oraz pokazuje młodych artystów, którzy już zdążyli się zestarzeć. Jednak nie zachowam się tego lata, jak rasowy dziennikarz prasowy i nie napiszę o powiększonych piersiach i pomniejszonych mózgach, ale niczym TVP będę wierny „misji” i po raz kolejny napiszę o dziwnej sytuacji na polskim rynku kominkowym.

 

Telewizja od lat okres wakacyjny wykorzystuje do uprzątnięcia swoich archiwów i po raz 55 proponuje filmy z czasów, gdy istniały jeszcze NRD i ZSRR, oraz pokazuje młodych artystów, którzy już zdążyli się zestarzeć. Jednak nie zachowam się tego lata, jak rasowy dziennikarz prasowy i nie napiszę o powiększonych piersiach i pomniejszonych mózgach, ale niczym TVP będę wierny „misji” i po raz kolejny napiszę o dziwnej sytuacji na polskim rynku kominkowym. Różnica jest taka, że w TV trzeba płacić abonament, a KominkiPRO są gratis.
Jak wiadomo z fizyki i praktyki, by powstał ogień, należy mieć palne materiały, zapałki, tlen, no i kogoś, kto ten ogień roznieci. Z polskim rynkiem kominkowym jest tak, że istnieje i rozwija się w jakiś cudowny sposób, którego szkiełkiem i okiem nie da się wytłumaczyć. Nikt go nie napędza, telewizja wolna jest od kominkowych spotów, nikt nie lobbuje w rządzie, by zjawiło się w ustawie „i kominki”, a mimo to towar się sprzedaje! Po prostu cud!
Jasne, że tu i tam pojawiają się reklamy konkretnych producentów czy importerów, ale to nie ma nic wspólnego z promocją kominkowego ognia i piecowego ciepła i jest to kropla w morzu, gdy porównamy, jak reklamowane są lody, batoniki, napoje energetyzujące czy nawet wózki widłowe.
Wśród tzw. firm kominkowych, których podobno jest w Polsce ponad 2 tysiące, czyli więcej niż w dwa razy ludniejszych i cztery razy bogatszych Niemczech, większość to firmy jedno- bądź dwuosobowe, a skrzynka z narzędziami, drabina i stare auto, to zwykle ich cały majątek. Trudno od nich wymagać, by coś dla promocji kominków jako takich robiły. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu przyszło im pełnić rolę nie tylko wykonawców pracujących z powierzonych materiałów, ale i handlowców.
Jakoś tak ubzdurało się producentom i importerom, że to ci panowie mają bezpośredni kontakt z potencjalnym inwestorem, więc mogą promować ich produkty, a ich szefowie czy partnerzy, handlowcy z salonami, stają się zbędni. Nie jest żadną tajemnicą, że ludzie ci często oferują wkłady kominkowe w cenie zakupu lub proponują usługę za 1 zł psując rynek handlowcom. Czynią to za cichym przyzwoleniem producentów i importerów. Wysłanie przez firmę wykonawców na szkolenie niemal zawsze kończy się propozycją „współpracy bezpośredniej”, więc coraz więcej firm nie ma chęci wspierać przyszłych konkurentów. To nie jest wcale zabawne, ale takie podobno jest życie.
Gdy zaczynałem tzw. kominkowy interes, większość kolegów z branży łączona była z konkretną marką. Byli ci od Cheminée Philippe, od Jøtula, De la Chenaie czy Fabrilora lub Sparthermu. Wiadome było, kto jest związany z Laudelem i Kornakiem. Konkurencja wprawdzie była ostra i nie zawsze uczciwa, ale atmosfera była wspaniała i jakoś wszystkim „chciało się”! W takich warunkach powstało od zera stowarzyszenie branżowe OSKP, a dzisiaj są problemy z zebraniem quorum!
Lista producentów, z którymi współpracuje dzisiaj większość firm, jest długa jak peleton na Tour de Pologne. Produkty kilkunastu producentów pod jednym dachem to częsty obrazek, a zaledwie kilka firm w ofercie to oznaka braku sprytu. Co najlepsze, często są to produkty wzajemnie „pożerające się”, firmy, o których nikt nie słyszał. Są też „wyłączni przedstawiciele”, o których producent nic nie wie. Po prostu im więcej firmowych znaczków na twojej stronie www, tym lepiej. No i obowiązkowy sklep internetowy, bo w internecie podobno sprzedać można wszystko. Czy sądzicie Państwo, że ktoś jest się w stanie w tym wszystkim połapać i opanować ten multi-magazyn? Same wyjazdy na targi, szkolenia, zapoznanie z nowościami zajęłoby więcej niż 365 dni w roku! By mieć zaledwie jedną markę w firmie i stać na jej straży, trzeba być… idiotą! Takie teraz czasy, że wierność się nie opłaca i widać to nie tylko na pierwszych stronach tabloidów, ale i w kominkowej branży.
Projektanci i architekci, którzy powinni stać na straży dobrego smaku, nie mają Polakom wiele do zaoferowania. A może Polacy nie chcą ich porad? Gdzieś jest problem. Na palcach jednej, no może dwóch rąk można policzyć projektantów, którzy tworzą projekty pięknych kominków. Niewiele więcej będzie architektów dobrze współpracujących z firmami kominkowymi. Większość panów i pań architektów traktuje kominkarzy jako kogoś gorszego, niewartego partnerskiego traktowania. Ostatnio na jakieś 30-35 maili, jakie wymieniłem z pewną warszawską pracownią, zaledwie 2 dotyczyły estetyki i techniki, a reszta była tylko pytaniami o cenę i upusty. Mój żart o chęci współpracy z architektami, a nie księgowymi kompletnie nie został zrozumiany. Nikt nie chciał słuchać rad faceta z 20-letnim stażem, choć gdy ja stawiałem pierwsze kroki „w kominkach”, to panie projektantki dopiero raczkowały, i to dosłownie. To idzie młodość, młodość… To nie jest kraj dla starych ludzi!
A przecież dla wszystkich producentów, handlowców, projektantów i wykonawców kominek powinien być wspólnym mianownikiem, tym co łączy. Nie wyobrażam sobie, by każda z tych grup lub każda z firm i firemek z osobna była w stanie kominki promować czy dla kominków lobbować. Nic nie jest dane raz na zawsze i żeby kominki również jutro gościły w polskich domach, trzeba już dzisiaj o to walczyć! Jednak nie należy zwalczać się wzajemnie i raz roznieconego ognia gasić. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że mój tekst przeczytany będzie przez wielu „zainteresowanych” i „zamieszanych w…”, a prawda boli, więc nie oczekuję wyłącznie pochlebnych opinii. Taka jest od lat moja rola, by szeroko i konstruktywnie patrzeć na branżę, czasami nawet mówić o trudnych sprawach.
Może, korzystając z urlopowego luzu, warto zastanowić się nad przyszłością polskiego kominka, polskiej branży kominkowej, nad przyszłością własnej firmy, rodziny… Może warto zjednoczyć swoje siły i walczyć wspólnie i długofalowo o kominkowy ogień w polskich domach… Teraz również strony magazynu KominkiPRO są otwarte dla wszystkich do dyskusji i wartościowych rozmów o współpracy dla przyszłości branży.
wh

 

Tekst ukazał się w numerze 3(16)2013 magazynu KominkiPRO.
 


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama