Jak sam tytuł wskazuje, artykuł ten chcę poświęcić problematyce, która nie jest eksploatowana przez media. Trudno w dobie szybkiego postępu technicznego, szalonego rozwoju dziedzin informatycznych oraz lansowania stylu życia na wysokim poziomie zajmować się tym, co wydaje się być z innej epoki oraz dotyczy często osób gorzej sytuowanych materialnie. Tym mało chwytliwym tematem jest fakt funkcjonowania znaczą- cej ilości pieców i kuchni kaflowych (oceniam, że setki tysięcy sztuk) w mieszkaniach komunalnych na terenie całej Polski.
W ramach realizacji zadania zaspokajania potrzeb mieszkaniowych obywateli każda polska gmina posiada (a w każdym razie powinna posiadać) komunalne zasoby mieszkaniowe. Z tej racji liczba tych mieszkań jest pokaźna. Od samego początku mojej działalności w sferze kaflarstwa (a wytwarzam kafle w swoim zakładzie od 30 lat) tzw. komunalka była częścią mojego rynku zbytu, co umożliwiło mi poczynić pewne obserwacje.
Tuż po przejściu nawałnicy wojennej w naszym kraju na szeroką skalę została zakrojona odbudowa wyniszczonej substancji przemysłowej, a wraz z nią – mieszkaniowej. Budynki ocalałe z pożogi wojennej objęto gospodarką komunalną, która pozwoliła zaspokoić potrzeby mieszkaniowe setek tysięcy osób. Czynsze najmu mieszkań w tych budynkach były całe lata symboliczne, co podnosiło akcyjność tych mieszkań, zwłaszcza jeśli znajdowały się one w centrach miast lub w dobrych dzielnicach. Zarządca mienia komunalnego zobowiązany był do utrzymania właściwego stanu technicznego mieszkań oraz wyposażenia ich w źródła ciepła. Jedynym powszechnie dostępnym w tym czasie sposobem ogrzewania mieszkań były piece i kuchnie kaflowe. Z czasem w trakcie remontów dokonywano wymiany brył kaflowych na centralne ogrzewanie, zwłaszcza w budynkach bardziej atrakcyjnych, położonych na terenie dużych miast.
Piec kaflowy właściwie eksploatowany, opalany drewnem i węglem, jest najtańszym źródłem ciepła. To z tego powodu zarówno gminy, jak i lokatorzy akceptują obecność pieców w mieszkaniach komunalnych. Dzięki temu nie zamarzają zimą ludzie, których nie byłoby stać na opłacenie rachunków za ogrzewanie gazem, którego cena rośnie w galopującym tempie. Gmina, która utrzymuje w sprawności technicznej piec kaflowy w mieszkaniu lokatorskim, spełnia wymóg dostarczenia ciepła do mieszkania i nie ponosi więcej żadnych kosztów związanych z ogrzewaniem mieszkania. W przypadku unowocześnienia sposobu ogrzewania i zrezygnowania z pieców kaflowych oraz niepłacenia rachunków za ogrzewanie przez lokatora, najczęściej na gminę spada ciężar poniesienia kosztów dostarczenia ciepła do mieszkania.
W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia wprowadzona przez ówczesna władze szeroka możliwość korzystania z gazu ziemnego jako źródła energii spowodowała masowe zjawisko zmiany systemu ogrzewania mieszkań z pieców kaflowych na centralne ogrzewanie. Dotyczyło ono głównie nowego budownictwa, a w niewielkim zakresie zasobów komunalnych. Był to czas niesprzyjający zdunom, gdyż ich pole działalności zaczęło się ewidentnie kurczyć. Wydawało się, że upadek tego rzemiosła jest nieunikniony. Znaczna część osób odeszła z wyuczonego zawodu i przekwalifikowała się, szukając zatrudnienia gdzie indziej. Reszta pozostała, pracując w „komunalce”, a także realizując nieliczne zamówienia zwolenników tradycyjnego sposobu ogrzewania.
Po wspomnianym regresie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w segmencie inwestycji indywidualnych rozpoczął się powolny proces powrotu do pieców kaflowych i kuchni z kafli. Pojawiły się również nowe akcenty wyposażenia wnętrz – kominek i pieco-kominek. Kafle stały się modnym elementem dekoracyjnym i użytkowym nowych domów. Aktywni zawodowo zdunowie, którzy egzystowali, budując jedynie tu i ówdzie klasyczne piece i kuchnie kaflowe, stanęli przed wyzwaniem podniesienia swoich kwalifikacji zawodowych. Obsługa gospodarki komunalnej była, owszem, aktualna, lecz na usługi zduńskie zaczęła zgłaszać zapotrzebowanie także bogata klientela, która musiała stanąć nawet w kilkumiesięcznej kolejce oczekujących na realizację swej wymarzonej bryły ceramicznej. Moment ten wychwyciłem już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia i przygotowałem, a właściwie doszkoliłem grupę zdunów, która obsługuje budowy brył kaflarskich zlecane mojej wytwórni kafli. Frontem pracy dla tej ekipy jest teren całej Polski. Zaobserwowane przeze mnie zapotrzebowanie na usługi zduńskie zrodziło we mnie pomysł, aby – dla dobra klienta branży mojej działalności – zdobyte doświadczenia w tej dziedzinie wykorzystać i rozpropagować przez podjęcie próby zorganizowania kursu dokształcającego dla czynnych zawodowo zdunów, pracujących w systemie tradycyjnym, zakończonego egzaminem na stopień czeladnika oraz mistrza. Zorganizowanie kursu i egzaminów okazało się niemałym przedsięwzięciem. Na bazie mojej Wytwórni Kafli, która stanowiła zaplecze praktyczne egzaminów, oraz Cechu Rzemiosł Różnych i Rzemieślników w Stalowej Woli, będącego zapleczem lokalowym egzaminu, i przy dużym wkładzie organizacyjnym Izby Rzemieślniczej w Rzeszowie został osiągnięty zamierzony cel. Spodziewaliśmy się najwyżej kilkunastu osób chętnych do udziału w kursie. Zupełnym zaskoczeniem było to, że do egzaminu stanęło 31 osób, w tym jeden cudzoziemiec – Niemiec (egzamin na stopień mistrzowski zdawał z udziałem tłumacza). Zaistniałą sytuację określam jako „zaskoczenie”, ponieważ akcja informacyjna o zorganizowanym kursie i egzaminach była prowadzona w formie powiadomienia znajomych osób z branży.
Budujące było to, że wśród uczestników kursu byli ojcowie z synami, co świadczy o kontynuacji rodzinnych tradycji zawodowych i umiłowaniu zduństwa pomimo okresowych trudności w przetrwaniu w tej profesji, jak również i to, że wśród osób zdających egzamin były osoby o średnim i wyższym wykształceniu oraz o imponującej niekiedy wiedzy zawodowej, mówiącej o tym, że uprawiany zawód zduna jest ich pasją życiową. Sporą grupę wśród osób zdających egzamin stanowili zdunowie-przedsiębiorcy, którzy pracowali i nadal pracują ze swoimi ekipami przy budowie nowych i przebudowie zużytych pieców i kuchni w mieszkaniach komunalnych (okazuje się, że wiele gmin ogłasza publiczne przetargi na usługi zduńskie).
Powyższe fakty napawają optymizmem co do przyszłości zawodu zduna i prowadzą do wniosku, że „komunalka” ma swój znaczący udział w przetrwaniu tej kategorii zawodowej. Na zakończenie zacytuję wypowiedź kolegi zduna z Niemiec, który po zdaniu egzaminu zduńskiego w Stalowej Woli oświadczył, że prowadzi firmę handlowo-zduńską w Niemczech, zatrudnia zdunów, wykonuje budowy brył grzewczych z kafli na terenie Niemiec, Austrii i Szwajcarii, ale dopiero podczas kursu zduńskiego w Polsce uświadomił sobie, jak wielką konkurencję stanowią dla Niemców Polacy tak w wytwarzaniu kafli, jak i w świadczeniu usług zduńskich.
Zygmunt Kulig
Tekst ukazał się w numerze 2(7)2011 magazynu KOMINKIPRO