Zacznijmy od definicji zduństwa. Spróbujmy w encyklopedii PWN – brak hasła zduństwo lub zdun, zaś najbliższe brzmiące znajomo to Zduny – miejscowość… Sięgnijmy więc do źródła uważanego za mniej poważne, gdyż tworzone przez internautów, czyli do Wikipedii: „zduństwo – dział rzemiosła zajmujący się budową i naprawą pieców (pokojowych, kuchennych, chlebowych, pieco-kominków, ostatnio – po 1990 r. – także kominków). Rzemieślnik uprawiający to rzemiosło to zdun”. Osobiście dodałbym jeszcze kominki tradycyjne, z płaszczem wodnym, grille ogrodowe, wędzarnie. Zwrot: „ostatnio – po 1990 r. – także kominków” jest nieścisły. Data zbiega się z okresem pojawienia się w Polsce wkładów kominkowych i o takich kominkach pewnie tu mowa. Kominki bez wkładów grzewczych budowane przez zdunów pojawiły się przecież znacznie wcześniej. Na uwagę w Wikipedii zasługuje krótki zarys historii zduństwa, który polecam lekturze. Kominkarz nie doczekał się jeszcze oficjalnej definicji. To nasza branżowa nazwa kogoś, kto buduje kominki i najczęściej nie posiada wiedzy i umiejętności zduna. Ale czy słusznie?
Zdun jest obecnie kojarzony z urządzeniami kaflowymi, budowanymi nadal – jak od dziesiątków lat – tradycyjnie przy użyciu gliny jako zaprawy i drutu do wzmacniania wiązań kafli. Ten sposób budowy urządzeń nazywamy zresztą zduństwem tradycyjnym. Mimo upływu lat i postępu w branży ogólnie panuje opinia, że ta technika, choć już nieco zmodyfikowana, jest najlepsza, a zduństwo tradycyjne raczej nieufnie przygląda się nowościom w branży. Od setek lat zduni budowali urządzenia grzewcze, poszukując ciągle rozwiązań najbardziej ekonomicznych, grzejących jak najdłużej, mogących ogrzewać więcej niż jedno pomieszczenie, zużywających jak najmniej paliwa. Budowali również kominki, które z założenia miały dostarczać głównie wrażeń z bezpośredniego widoku ognia, a mimo prób i wysiłków nie zbliżały się nawet swoimi możliwościami grzewczymi do wymienionych powyżej tendencji.
Wynalezienie wkładu kominkowego spowodowało, że wzrosła około dwukrotnie jego sprawność. Jednocześnie budowa kominka, wiedza tajemna zarezerwowana dla zdunów (przecież trzeba było ustalić wymiary komina, zmierzyć pomieszczenie, obliczyć powierzchnię promieniowania paleniska, pochylenia i przewężenia) stała się dostępna dla wszystkich, którzy nie musieli się ani uczyć, ani nawet za bardzo znać na rzemiośle zduńskim, by postawić kominek. To nic trudnego podłączyć wkład do komina, prawda? Potem trochę profili, parę płyt gipsowo-kartonowych, paczka wełny i gotowe! Dopiero gwałtownie rosnąca ilość pożarów z powodów kominkowych ostudziła nieco zapały niefrasobliwych inwestorów, dla których fachowiec zduński stał się niepotrzebnym wydatkiem.
Boom na łatwe kominki z wkładami grzewczymi nastał po nienajlepszym okresie dla zdunów. Rosnąca popularność centralnego ogrzewania i niskie ceny gazu w latach 70. ubiegłego wieku spowodowały drastyczny spadek znaczenia zduństwa w dziedzinie ogrzewania pomieszczeń; to również okres masowego wyburzania pieców kaflowych i kuchni. Zduństwo zostało zminimalizowane do potrzeb remontów pieców w mieszkaniach komunalnych bądź zabytkowych, a czasem do budowy nowych urządzeń, które powstawały z nostalgii za obiadem z kuchni kaflowej u mamy, ciepłym zapieckiem u babci, snobizmem czy ślepym zapatrzeniem na Europę bez specjalnego rozumienia, dlaczego zduństwo jest tam doceniane. Dopiero lata 80. i 90. ubiegłego wieku przyniosły stopniowy wzrost zamówień dla nielicznych już wtedy kaflarni i ginącego zawodu zduna. W latach 90. kominki stanowią już około 90% wszystkich budowanych obiektów zduńskich. Zapatrzenie w migocący ogień we wkładzie kominkowym dopiero za chwilę ustąpi miejsca poszukiwaniom lepszego wykorzystania ciepła ulatującego z wkładu kominem wraz ze zbyt gorącymi spalinami oraz stopniową rezygnację z dystrybucji gorącego powietrza do ogrzewania różnych pomieszczeń w domu na rzecz innych rozwiązań.
Budowniczy kominków bardzo szybko zaczęli podążać w kierunku najlepszych konstrukcji zduńskich. Stało się tak za sprawą ogólnej tendencji do poprawiania sprawności stosowanych urządzeń grzewczych, wprowadzenia wymienników ciepła w kominkach w postaci kanałów i mas kumulacyjnych, ciepłych obudów czy wymienników wodnych. Okazało się, że tylko dzięki takim konstrukcjom kominków można przejść od sprawności kominków tradycyjnych (bez wkładu), wynoszącej około 25%, przez 40÷60% sprawności z wykorzystaniem wkładu kominkowego i konwekcją powietrza, do ponad 80% sprawności kominków przy wykorzystaniu tradycyjnych lub nowoczesnych technik zduńskich. Te nowoczesne techniki bazują na gotowych kształtkach, prefabrykowanych elementach, gotowych zaprawach i klejach znacznie lepszych i wygodniejszych w użyciu niż glina, drut i cegła. Ten sposób budowy urządzeń nazywamy od niedawna zduństwem nowoczesnym.
Pojawiła się obecnie nowa grupa wykonawców, którzy po zaliczeniu serii szkoleń i własnych prób, stali się zdunami budującymi swobodnie w nowoczesnych technologiach zduńskich. Bardzo często wertują starą polską bibliografię, wykorzystując polskie pomysły i materiały do budowy nowoczesnych urządzeń grzewczych, które w naszych warunkach klimatycznych muszą jednocześnie spełniać wygórowane wymagania odnośnie funkcji grzewczej oraz cieszyć oko designem. Mamy już wiele udanych własnych rozwiązań, zresztą zawsze je mieliśmy, dlatego nie musimy ślepo patrzeć na Europę… Tą drogą idzie kilkadziesiąt, może sto kilkadziesiąt polskich firm, które inwestują niemałe pieniądze, szukając dobrych rozwiązań i nowości podczas krajowych i zagranicznych wyjazdów na targi, szkolenia i spotkania z producentami.
Ewolucja branżowa w okresie 20 lat dotyczy nie tylko technologii i materiałów, lecz również pojęć: to, co 20 lat temu nazywaliśmy kominkiem tradycyjnym, było paleniskiem otwartym, wymurowanym z cegły ogniotrwałej, natomiast obecnie kominek tradycyjny to kominek z wkładem grzewczym żeliwnym. Nie można dziś wybudować dobrego, podkreślam dobrego kominka, bez znajomości zduństwa tradycyjnego lub nowoczesnego. Są to konstrukcje posiadające wysoce sprawny wymiennik powietrzny, wodny, akumulacyjny lub ich kombinacje. Charakteryzują się małym zużyciem opału i oddają ciepło w wydłużonym okresie czasu. No i właśnie w ten sposób kominki, a raczej już pieco-kominki w dobrym wykonaniu stały się wizytówką zduństwa. Czy jest więc uprawnione nazywać kogoś kominkarzem i tworzyć nowy zawód, skoro tylko nieliczni nie staną się w niedługim czasie zdunami?
Jeszcze o braku potrzeby dzielenia… Ministerstwo Edukacji w programie nauczania zawodu zdun wymienia szereg pieców kaflowych oraz kominki, których budowy mają uczyć się adepci sztuki zduńskiej. Reasumując: czy budujesz piec, czy kominek – jesteś zdunem. Wielu rodzajów pieców od lat nikt już nie buduje, pojawiły się nowe konstrukcje, których nie ma w programie nauczania. Konieczne są zmiany tego programu i już niedługo one będą, jednak nie w kierunku tworzenia nowego zawodu (kominkarz), i nie w kierunku dzielenia branży. W końcu ilu nas jest, by się jeszcze dzielić?
Na szacunkową liczbę półtora tysiąca firm wykonawczych do jedynego branżowego stowarzyszenia należy około setki firm. To za mało, żeby być głosem w sprawie własnego rzemiosła, nie mówiąc o możliwości decydowania. Jeśli masz coś do zaproponowania, zrób to w ramach Stowarzyszenia. Jest tam miejsce do dyskusji, weryfikacji pomysłów, realizacji inicjatyw. Wiele obiecujących pomysłów zginie śmiercią nicnierobienia i zapomnienia, wiele na pozór beznadziejnych okaże się godnymi uwagi… jak to w życiu.
Witold Jaworski
Tekst ukazał się w numerze 4(9)2011 pisma Kominki PRO