Rekonstrukcja ozdobnego pieca kaflowego z XIX wieku to najtrudniejsze zlecenie, jakie dotychczas realizowaliśmy w mojej pracowni. A przy okazji prawdopodobnie najbardziej efektowne.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej KOMINKI.ORG.
Z moimi Zleceniodawcami spotkałem się po raz pierwszy jesienią 2011 roku. Sprawa przedstawiała się następująco: młode małżeństwo kupiło ponad 150-letnie kafle z pieca rozbiórkowego i chcą przywrócić mu dawną świetność. Wcześniej piec był kilkukrotnie budowany i rozbierany, więc część kafli uległa uszkodzeniu lub zaginęła. Sam sposób magazynowania kafli był przerażający – leżały one gdzieś w zaniedbanym garażu pod stertą gruzu. Mimo to, klienci zakochali się w tym piecu i postanowili, że ma on być ozdobą ich budowanego właśnie domu.
Rekonstrukcja zaczęła się nietypowo, ponieważ inwestor postanowił najpierw przetestować nasze możliwości. Zlecił nam odtworzenie tylko jednego kafla, aby sprawdzić, czy sprostamy jego oczekiwaniom. W końcu dorabiane przez nas kafle miały być docelowo zamontowane w bezpośrednim sąsiedztwie oryginałów – nie mogły od nich odbiegać wizualnie.
Odtwarzanie rozpoczęliśmy od prac modelarskich. Przygotowanie modelu wymagało iście rzeźbiarskiej zręczności. W niektórych miejscach musiał on mieć niezwykle ostre krawędzie, aby zachować obecny na oryginale efekt spływania szkliwa.
Dużo trudniejsze okazało się dobranie właściwych kolorów. W tamtych czasach nie było hurtowni ceramicznych, posiadających w ofercie szeroki wybór pigmentów, dlatego kaflarnie tworzyły szkliwa na miejscu, własnoręcznie mieszając fryty z tlenkami metali. Podążając tym tropem postanowiliśmy sami przygotować frytę transparentną brązową, która będzie bazą kolorystyczną naszego kafla. Wytypowaliśmy tlenki metali, które powinny doprowadzić nas do właściwych barw i rozpoczęliśmy próby kolorystyczne. Niestety, okazało się, że uzyskiwane odcienie są bardzo dalekie od oryginalnych. Być może przyczyną było to, że używaliśmy chemicznie czystych związków - przecież używane dawniej minerały często posiadały jakieś zanieczyszczenia, co czyniło każde złoże niepowtarzalnym. A może podążaliśmy dobrym tropem, ale w przygotowanych przez nas recepturach szkliw zabrakło tajemniczego składnika?
Po kilku tygodniach nieskutecznych prób całkowicie zmieniliśmy metodę pracy. Nasze szkliwa oparliśmy na współczesnych środkach barwiących, czyli pigmentach. Dość szybko okazało się, że jesteśmy w stanie stworzyć szkliwa zbliżone kolorystycznie do wzorca.
Mieliśmy już model odtwarzanego kafla i formy, z których odlaliśmy kafle z naszej gliny, a także receptury na odpowiednie kolory szkliw. Pozostawało jedynie nałożyć szkliwa na kafel. Jednak znów okazało się, że przed nami jeszcze daleka droga. Mimo że nasze szkliwa były kolorystycznie podobne do oryginałów, to na docelowym kaflu zachowywały się zupełnie inaczej niż oczekiwaliśmy: brakowało im głębi, połysku, brakowało im życia. Nie płynęły tak mocno jak szkliwa oryginalne.
Znów czekała nas zmiana metody pracy. Potrzebowaliśmy innego szkliwa bazowego – dużo mocniej „płynącego”. Dawniej takie szkliwa powstawały w oparciu o tlenek ołowiu, ale obecnie w trosce o ekologię ogranicza się używanie tego związku w barwieniu kafli. Na szczęście, dzięki pomocy Instytutu Szkła i Ceramiki w Krakowie, pozyskaliśmy szkliwo bazowe odpowiednie do naszych potrzeb. Na nowym szkliwie część stworzonych wcześniej kolorów wymagała korekty, ale czuliśmy, że jesteśmy już blisko celu. Dzięki inwencji naszej malarki i zastosowaniu zróżnicowanych technik dekoracyjnych z każdą próbą zbliżaliśmy się do oryginału. Po upływie roku od momentu rozpoczęcia prac udało nam się wykonać ostateczną wersję repliki kafla. Klient zaakceptował ją bez zawahania i przekazał nam do wykonania resztę zlecenia.
Tu poszło już nieco łatwiej. Część kolorów powtarzała się, choć doszły też elementy bardziej skomplikowane i wymagające dużego nakładu pracy. Przykładowo kafel gzymsowy, przedstawiający bogactwo owoców, warzyw i zbóż, wprowadzał 13 nowych kolorów!
Samo dorabianie nowych form trwało 4 miesiące, zanim odlaliśmy z nich komplet kafli minęły kolejne tygodnie. Czekały nas jeszcze próby szkliw już na właściwych kaflach, bo oprócz posiadania receptury na szkliwo trzeba jeszcze opracować sposób jego nakładania na konkretny relief. Gdy wszystko było już sprawdzone, przystąpiliśmy do ostatniego etapu realizacji zlecenia – szkliwienia docelowych kafli. Pracy było co niemiara, gdyż niektórych rodzajów kafli musieliśmy przygotować nawet 30 sztuk – a każda sztuka musiała być bliźniaczo podobna do pozostałych. W tej sytuacji nawet najmniejszy błąd eliminował dany kafel. Po wykonaniu wszystkich kafli, a było ich łącznie ponad 80, czekaliśmy na ostateczny werdykt klienta.
W czasie odbioru kafli obecni byli inwestorzy oraz zdun, który będzie stawiał piec. Nasze doróbki zostały zestawione z oryginałami i dokładnie sprawdzone pod względem wymiarów, kolorów i detali wzoru. Okazało się, że efekt końcowy jest naprawdę zachwycający. Nowe kafle znakomicie komponują się z oryginałami. Po wymurowaniu gotowy piec będzie wielką ozdobą domu klientów. To właśnie dzięki takim ludziom można w stary piec tchnąć nowego ducha i ocalić go od zniszczenia i zapomnienia.
Jakub Kornak
Źródło: www.zdunskieopowiesci.pl