Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kiedy nowoczesne kominki „z wkładem” przywędrowały, głównie z ziemi francuskiej do Polski, pytanie nie miało sensu, bo polskich kominków nie było. Chociaż jednak jakieś pierwsze próby się pojawiały i sam miałem całkiem niezłe jak na tamte czasy egzemplarze piecyka żeliwnego ze Stąporkowa oraz stalowego piecyka z Lesznowoli. Jednak trzeba uczciwie powiedzieć, że oba produkty trafiały do polskich domów głównie dzięki zamówieniom z tzw. zachodu, bo to one gwarantowały wtedy sens produkcji. Były też bardzo toporne wkłady kominkowe, odlewane w prymitywnych warunkach, i przyłącza z żeliwnych rur... kanalizacyjnych. Importowane wówczas z Norwegii czy Francji wkłady reprezentowały inny poziom i to one królowały w polskich domach, uzupełniane z czasem przez urządzenia z Belgii czy Niemiec.
Jednak Polak potrafi i po kilku latach, początkowo nieśmiało, ale później już całkiem odważnie w firmach kominkowych pojawiać się zaczęły polskie wkłady kominkowe. Ich asortyment poszerzał się z roku na rok, a wzornictwo i jakość wykonania zbliżyły się do tych zachodnich. W końcu nadszedł czas, gdy stały się tak dobre i tak dużo ich było, że zdominowały krajowy rynek. Zagraniczne produkty stały się uzupełnieniem, niekiedy jedynym w swoim rodzaju, ale jednak uzupełnieniem. Z podobnym zjawiskiem „nacjonalizacji” mamy do czynienia również w przypadku kafli kominkowych i całego asortymentu materiałów koniecznych do przyłączenia, budowy, izolacji i stworzenia systemu ogrzewania. Polskie kaflarnie niemal w 100% pokrywają zapotrzebowanie wewnętrznego rynku, a ceramika z Czech, Austrii czy Niemiec stanowi ciekawe uzupełnienie. I tak ma być, jeśli myślimy o otwartym rynku, bez ograniczeń dla nas i dla innych, bez ceł i zakazów.
Polskie produkty branży kominkowej i grzewczej stały się na tyle dobre, że pojawiać się zaczęły również w innych krajach, nie tylko europejskich. I to nie dlatego, że były tańsze, ale po prostu dlatego, że SĄ DOBRE. Biokominki PLANIKA z Bydgoszczy trafiają do luksusowych rezydencji Marbelli i jachtów miliarderów. Dwupaliwowe kominki IWONA PELLETS z Aleksandrowa Łódzkiego trafiają do francuskich domów. Na największych targach można zobaczyć kolejki ludzi do stoisk DARCO z Dębicy, TATAREK czy PLUM. W Wels produkty akumulacyjne CEBUD z Krakowa są obok renomowanych austriackich materiałów zduńskich. Spotkana w Lyonie pani importująca kotły LAZAR do Francji była współpracą i produktami zachwycona, podobnie jak włoscy użytkownicy kotłów HEIZTECHNIK spotkani w Arezzo. Piecyki żeliwne firmy KRATKI ogrzewają domy w RPA, czym chwalą się ich użytkownicy w internecie. A przecież to nie koniec listy DOBRYCH polskich produktów i producentów. Piecyki..., oferta polskich produktów była przez lata dla mnie, wielbiciela tej formy kominka, mniej niż skromna. Ale to już czas przeszły, ponieważ obecnie i w wolno stojących piecykach mamy bardzo szeroki asortyment polskich produktów. Czy przy takiej ilości i jakości produktów made in Poland można mieć obawy o brak „kominkowego patriotyzmu”? Czy można też nazwać... „półpatriotą” nabywcę produktów wykonywanych wprawdzie w Polsce, ale przez zagraniczne firmy – SPARTHERM, JØTUL, HARGASSNER czy SCHIEDEL?
Idąc dalej w pseudopatriotycznych opowieściach, każdy kominek czy piecyk ma drzwiczki z szybą witroceramiczną, a te pochodzą albo z firmy SCHOTT, albo HECKER. Czy to zatem oznacza, że „patriotyczny kominek” ma mieć... palenisko otwarte? Nie idźmy, proszę, tą drogą!
Narodowe święto minęło i pora wrócić do realiów. Zamiast wdawać się w bezsensowne dyskusje, warto udać się do najbliższego polskiego salonu kominkowego w poszukiwaniu nie według pochodzenia, ale po prostu DOBREGO KOMINKA. Szybko się okaże, jakie produkty dominują. Niemal jestem pewny, że będą to spełniające wymogi europejskiego EKOPROJEKTU produkty made in Poland, czyli w całości lub chociaż w części kominki „patriotyczne”. I o to właśnie chodzi!
wh