Od kilku lat Poczta Polska wydaje kartki pocztowe prezentujące ginące zawody. Jakiś czas temu w serii „Zanikające rzemiosła” ukazała się pocztówka poświęcona… zduństwu.
Mimo budowlanego kryzysu w branży kominkowej nadal działa grubo ponad 2000 firm, a szyld „Kominki” znaleźć można niemal w każdej wsi. Każdego roku sprzedaje się w naszym kraju znacznie ponad 100.000 sztuk wkładów kominkowych i pieców. Kamieniarze na reklamowych banerach coraz częściej obok słów „Nagrobki” i „Parapety” dopisują „Kominki”. Odżywają stare kaflarnie, a kilka polskich manufaktur prezentuje doprawdy europejski poziom.
Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu KOMINKI.ORG
Od lat obecne są też na polskim rynku produkty typowo zduńskie znanych europejskich marek: płyty i kształtki szamotowe, spalinowe modularne ciągi ceramiczne, kleje i zaprawy oraz płyty izolacyjne. Pojawiają się również coraz liczniej dobre polskie wyroby z tej grupy. Istnieją gazety (ŚWIAT KOMINKÓW ma już 8 lat) oraz wiele portali internetowych specjalnie dedykowanych kominkom i piecom. Istnieje Ogólnopolskie Stowarzyszenie „Kominki Polskie”, organizacja zrzeszająca ludzi z branży. Nawet renomowane Międzynarodowe Targi Poznańskie dostrzegły kominkowy boom i stworzyły specjalną imprezę poświęconą wyłącznie kominkom. Co roku przyznajemy PŁOMIENIE ROKU, nagrody dla najlepszych produktów i firm branży kominkarsko-zduńskiej, i proszę mi wierzyć, że kolejka do nominacji jest coraz dłuższa.
Znam ludzi, którzy gdy zaczynali kilka lat temu budować kominki, tonęli w długach, nie płacili ZUS-ów, jeździli starymi polonezami. Dzisiaj dzięki swojej pracy kominkarsko-zduńskiej nie tylko spłacili zaległe zobowiązania, przesiedli się do lepszych aut, a na dodatek utrzymują na niezłym poziomie rodziny i po opaleniznę latają do Turcji i Włoch.
Znam licznych handlowców, którzy ze swoją kominkowo-piecową ofertą trafili do najlepszych galerii handlowych w dużych miastach i w sąsiedztwie perfumerii, chronometrów i światowych kreacji zarabiają na surfowanie oraz raty leasingowe na Lexusa czy Audi. Znam polskich producentów, którzy co roku poszerzają asortyment wkładów kominkowych i pieców, a nawet część produkcji eksportują na wymagające zagraniczne rynki.
Na spotkaniach firmowych, szkoleniach i imprezach integracyjnych pełno jest uśmiechniętych ludzi sukcesu. Branża kominkowo-zduńska wprawdzie ciężko pracuje, ale zatrudnia setki pracowników i płaci podatki. A tutaj „nius” kolportowany na tysiącach pocztowych kartek: zdun to zawód ginący!
Oczywiście, można mówić o zanikaniu pewnych form pracy zduna – technologii i materiałów coraz mniej pasujących do estetycznych, technicznych i ekologicznych wymagań XXI wieku. Jednak tak samo hydraulicy już nie gwintują ocynkowanych rurek, a pracują w tworzywie i miedzi, mechanik samochodowy częściej niż młotkiem posługuje się komputerem, a serwisant maszyn biurowych nie naprawia już liczydeł tylko komputery.
Znany w całym kraju Roman Czerniec, kowal z mojej wsi, częściej wykonuje kute ogrodzenia, bramy i barierki niż podkuwa konie, ale nadal prowadzi swój warsztat, nadal jest kowalem i… ani myśli wyginąć. Podobnie jest ze zdunami i kominkarzami, którzy coraz częściej jeżdżą na szkolenia i imprezy targowe, podwyższają umiejętności, budują kominki i piece w oparciu o projekty wykonane z pomocą specjalistycznego oprogramowania komputerowego, a w swoich realizacjach coraz częściej stosują sterującą elektronikę oraz u klienta pojawiają się z laptopem.
Zakwalifikowanie branży kominkowo-zduńskiej do grupy „zanikającej” jest bardzo niebezpieczne, bo przecież jakoś dajemy sobie radę i nam nie potrzeba respiratorów czy kół ratunkowych. Natomiast branży kominkowo-zduńskiej jest potrzebne, a całemu krajowi przyniosłoby korzyści, takie samo wsparcie, jakie otrzymują koledzy z Niemiec, Francji czy nawet Czech, a także jakie obecnie otrzymują polscy sprzedawcy kolektorów słonecznych. Bo kominek i piec to doskonałe i sprawdzone sposoby na ograniczenie emisji CO2, oszczędności importowanych paliw i ekologiczne ogrzewanie. Cała Europa o tym już od dawna wie, a do naszych decydentów to jeszcze jakoś nie dotarło. Przeobrażenia wielu zawodów są faktem, bo świat się zmienia, więc jeżeli już mówimy o przemijaniu i nostalgii, to zamiast płakać nad losem zdunów, lepiej zająć się ratowaniem ginących dóbr kultury grzewczej – starych pieców - i utworzyć muzeum.
Jednak trudno pomagać, gdy nawet sami zainteresowani nie rozumieją zagrożenia i cieszą się z nekrologu w formie pocztowej kartki. Oczywiście, tak jak w każdym zawodzie, również i u kominkarzy-zdunów nie jest idealnie i dużo można opowiadać o nieżyciowych przepisach, małej reprezentatywności branży przez stowarzyszenie, o nieobecności polskich zdunów w organizacjach międzynarodowych. Ale to wszystko wcale nie świadczy o agonii zawodu i branży!
Szanowni Państwo, potencjalni nabywcy kominków i pieców, nie wierzcie w pogłoski o rychłej śmierci zawodu, bo zduni i kominkarze mają się całkiem dobrze i zapraszają do swoich salonów!
Witold Hawajski
Tekst ukazał się w numerze 25 "Świata Kominków".